Info


Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2018, Sierpień4 - 0
- 2018, Lipiec5 - 0
- 2018, Czerwiec3 - 0
- 2018, Maj4 - 0
- 2018, Kwiecień20 - 0
- 2018, Marzec25 - 0
- 2018, Luty7 - 0
- 2018, Styczeń25 - 0
- 2017, Grudzień4 - 0
- 2017, Listopad8 - 1
- 2017, Październik11 - 5
- 2017, Wrzesień12 - 0
- 2017, Sierpień3 - 0
- 2017, Lipiec11 - 0
- 2017, Czerwiec22 - 0
- 2017, Maj21 - 6
- 2017, Kwiecień32 - 6
- 2017, Marzec46 - 5
- 2017, Luty29 - 9
- 2017, Styczeń42 - 13
- 2016, Grudzień26 - 4
- 2016, Listopad39 - 2
- 2016, Październik43 - 6
- 2016, Wrzesień42 - 1
- 2016, Sierpień28 - 5
- 2016, Lipiec39 - 2
- 2016, Czerwiec39 - 0
- 2016, Maj23 - 0
- 2016, Kwiecień26 - 0
- 2016, Marzec25 - 0
- 2016, Luty37 - 0
- 2016, Styczeń22 - 0
- DST 114.00km
- Czas 06:05
- VAVG 18.74km/h
- VMAX 58.00km/h
- Podjazdy 1807m
- Sprzęt AWOL
- Aktywność Jazda na rowerze
Radków - Przełęcz Okraj
Czwartek, 22 września 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 0
ReliveStrava
Zdjęcia

Rest Day :-) Słońce, wiatr, kolory. Jesień w powietrzu. Pierwszy dzień jesieni. Ruszam wesoły, ale od pierwszych metrów czuję brak. Czegoś mi brak. Coś uwiera. Po dwóch kilometrach już wiem. Zawracam. Wbiegam na piętro schroniska. Jest, stoi i czeka – mój kubek „dlaczego mnie zostawiłes?”. Jedziemy. Trochę pod górę, całkiem sporo nawet, do drogi, tej szerokiej, ujętej w 100 zakrętów, no wiesz … do Radkowa. Szalony zjazd rozgrzewa, pomimo chłodnego poranka. A dalej … no cóż, przez Czechy najbliżej, czyli na Brumov, przez rdzawe pola, alejami, ku słońcu. Miasto należy objechać dołem, by skręcić w prawo i przez skalną bramę dostać się na Rynek. Zabytkowy klasztor i drugie śniadanie. Przed samą granicą zawijam pod jabłoń. Kusi czerwienią owoców. Rynek w Mieroszowie i piękna dolina ku Sokołowsku. Co za miejsce! Odpuszczam ambitne tury, na rzecz szerokiej szutrówki. Rest day. Robię pętlę, przez zalesione wzgórza na południe od Wałbrzycha. Nowe asfalty na zjazdach. Dobromyśl. Kochanów. Różana. Optymistycznie. W Czartowskich Skałach chowam rower w krzakach i idę na spacer. Pionowe myśli, dotykam skały. Nie mogę powstrzymać pocenia się palców … Wspinacze wiedzą co jest na rzeczy :-) W Chełmsku Śląskim wracają stare wspomnienia: praca na uczelni, praktyki studenckie, miniona beztroska sprzed lat. Na ulicy Polnej znajduję restaurację z domową kuchnią. Mijam Góry Krucze, Lubawkę i już jestem, u stóp Karkonoszy. Na deser podjazd, najpierw na przełęcz Kowarską, a potem wyżej, pod Czarny Grzbiet Karkonoszy, na Okraj. W schronisku kilka osób i pusty pokój. Zostaję tu na dwa dni. Słońce obniża pułap. Ciepło dnia ustępuje przed chłodnym wieczorem. Pora zapalić fajkę i spotkać się z ludźmi.
Kategoria wyprawy
- DST 128.00km
- Czas 07:13
- VAVG 17.74km/h
- VMAX 63.00km/h
- Podjazdy 2458m
- Sprzęt AWOL
- Aktywność Jazda na rowerze
Jesenik - Radków
Środa, 21 września 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 0
ReliveStrava
Zdjęcia

Z Jesenika wyjeżdżam po 8-smej rano. Po dwóch intensywnych dniach, dziś krótszy dystans, choć równie górzysty. Ostatnie pomruki zimnego frontu, znaczą drogę przelotnymi opadami. Slalomem między pasmami górskimi Jeseników wydostaję się na południowe przedpole Masywu Śnieżnika. Boczne drogi – zapewniają kameralność i pozwalają skupić się na samej jeździe. W Starym Mieście pod Śnieżnikiem znajduję przysklepową cukiernię. Wyborna kawa jest wstępem, do równie smakowitego podjazdu na przełęcz Płoszczyna. A potem … porywa mnie zjazd, na którym piszczą mokre klocki hamulcowe. Jestem „u siebie”, znam te strony bardzo dobrze, choć głównie z zimy i wyjazdów narciarskich. Mijam Czarną Górę i solidny podjazd pod Puchaczówkę. I znów w dół. Przede mną płaskie dno Kotliny Kłodzkiej, sudeckie drogi-aleje. Nad głową ołowiane niebo zwiastuje kolejny deszcz. Wczesny obiad w Bystrzycy Kłodzkiej. Kierunek – Przełęcz Spalona i deser w schronisku Jagodna. Dogadzam sobie … ale najpierw, muszę odstać dłuższą chwilę, bo mżawka zamieniła się w ulewę. Jadę. Wspinam się. Znów leje, ale drzewa dają wystarczającą osłonę, by kontynuować podjazd. Na Spalonej wychodzi słońce. Słodkie racuchy z borówkami – dzięki za rekomendację tego miejsca dla „kolegi Podjazdy”, z jedynego, słusznego forum rowerowego w tym kraju ;-). Droga iskrzy odbitym światłem. Promienne kurtyny. Pachną grzyby, pachnie cały las. W dolinie Orlicy znajomy krajobraz przywołuje zakodowane wspomnienia. Oddycham tym miejscem. Duszniki Zdrój, jak każde „szanujące się” uzdrowisko wita mnie dymem z sanatoryjnych kominów ;-). Zadbany Park Zdrojowy, strome wąskie uliczki, przez które wyjeżdżam kierując się na Karłów. Na niebie słońce ostatecznie wygrywa walkę z chmurami – szkoda, że niedługo schowa się za horyzontem. Znów w górę, zakosami, po kiepskich asfaltach. Pod Szczelińcem zrolowane w białe worki siano – dawno nie widziałem stokrotek. I noc. Ciemny las na dojeździe do schroniska Pasterka. Ujadający pies, w końcu merda ogonem na powitanie. Nie taki straszny, bo po chwili „je mi z ręki”: leżąc na grzbiecie, przebiera łapami, gdy tarmoszę go po podbrzuszu. Zaufał. Pusty pokój. Prawie puste schronisko. No „Konec Sveta” normalnie …
Kategoria wyprawy
- DST 190.80km
- Teren 5.00km
- Czas 09:37
- VAVG 19.84km/h
- VMAX 61.20km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 2681m
- Sprzęt AWOL
- Aktywność Jazda na rowerze
Makov - Jesenik
Wtorek, 20 września 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 0
ReliveStrava
Zdjęcia

Poranek witam nieśmiałym otwarciem rolet. Na niebie mozaika błękitów i szarości. Wieje. Pobliska droga nie zdążyła jeszcze obeschnąć po nocnym opadzie deszczu. Ogarniam wzrokiem pokój – mam wrażenie, że mógłbym spakować się w 2 minuty. Otwieram okno. Krótka gimnastyka, standardowa, codzienna seria pompek na pobudzenie krążenia, trochę rozciągania i wskakuję pod prysznic. Śniadanie zjadam sam. Niestety boli brak kawy! Sprawdzam rower, znoszę sakwy; dziś prawie 200 km więc staram się trzymać w „czasowych ryzach”. Ruszam i od razu zaczynam konsekwentnie piąć się ku przełęczy Bumbalka, w górach Wsetyńskich. Kręcę nieśpiesznie, delektując się jazdą i kompletnie umyka mi moment, w którym zaczyna kapać deszcz. 300 m różnicy wysokości bezwzględnej, na odcinku nieco ponad 9 km zajmuje mi 45 min … Sporo, ale robię też przerwy na zdjęcia. No i walczę z wiatrem, który nie dość, że przybiera na sile, to zdaje się umacniać w kierunku z którego wieje – czyli prosto w twarz… Zjazd do doliny rzeki Dolna Beczwa jest genialny: szeroka i pusta droga przecina zalesione zbocza. Ustaje mżawka i na dłuższy moment wychodzi słońce, które kontrastuje z sino-stalowym niebem. W Rožnovie pod Radhoštěm mijam kemping i skręcam w prawo. Kolejny, krótki podjazd i znów w dół, pustawą krajówką, przez liczne pagórki na Nowy Jiczin, tym samym opuszczam Karpaty i wjeżdżam w Morawy. Pierwszy postój, na pierwszą kawę wypada na rynku w Jiczinie. Ładne, zadbane miasteczko. Krótka rundka wśród starych kamienic, podczas której robi się słonecznie – a deficytowe jak dotąd ciepło rozleniwia. W końcu ruszam dalej. Szybko dojeżdżam do doliny rzeki Odry i zjeżdżam na wygodną ścieżkę rowerową. Zresztą tych ostatnich jest tu sporo, wszystkie dokładnie opisane w punktach startu/mety i oznakowane w terenie. Wybieram tę wzdłuż Odry – prowadzi przez wioski, obok głównej szosy. Mijam liczne bary, pensjonaty, ciągle mając „niejako pod ręką” koryto Odry. Ten przyjemny i bardzo kameralny odcinek kończy się skrętem w prawo, w drogę 442, która wyprowadza na wierzchowinę pagórków rozdzielających doliny Odry i Morawicy. Okropnie wieje. Zimny północno-zachodni wiatr, przenikliwy i wszędobylski. Błogosławię moment w którym spakowałem ciepłe rękawiczki. Licząc na słabsze porywy wiatru zjeżdżam w meandry doliny Morawicy. Przy remontowanej zaporze w Krużberku skręcam w lewo, w kolejną drogę rowerową, wiodącą lewymi zboczami doliny, wzdłuż zbiornika. Wąski asfalt pod koniec zamienia się w szutrowy, dwukilometrowy podjazd przez sosnowy las. Rozkołysane drzewa. Pustka. Jest pysznie. Zjeżdżam nad północno-zachodni skraj zbiornika i drogą 46 znów wyjeżdżam na wierzchowinę. Lodowaty wiatr wtłacza się ponownie w usta, pod zakamarki rękawów kurtki. Mały bar we wsi Roudno witam z nieskrywaną radością. Zamawiam obiad, wskakuję w kurtkę i siadam w słońcu. Ciepły cybuch fajki. Myślę o dystansie który przede mną: 60 km pod wiatr, z przejazdem przez Masyw Pradziada. Z wjazdu pod sam szczyt już zdążyłem zrezygnować wcześniej. Gorąca zupa cebulowa z grzankami i knedliki z gulaszem – „królewski zestaw” :-). Rozgrzany ruszam dalej: długie proste zdają się nie mieć końca. We wsi Bridlicna kupuję czekoladę „Studencką”. Bakalie mają chyba w sobie magiczną moc, bo nagle wszystko nabiera rumieńców. Wraca radość z jazdy, cieszy początek podjazdu pod Jeseniki. Nisko zawieszone słońce wpada w ciepły zakres barw, prześwietla krajobraz. Coraz dłuższe cienie, coraz bardziej strome góry. Zmrok witam gdzieś w Małej Morawce. Pusta droga i 50 metrów, które doświetlam lampą. Jadę równo, bez szaleństw, nie ścigam się z czasem. Kumuluję ciepło, którego ciagle brak. Zimne, górskie powietrze przypomina mi wyjazdy wspinaczkowe w Tatry, gdy na podejściach pulsowały skronie i rwał się oddech. Kolejne tabliczki czekolady i wreszcie jestem w miejscu, skąd czeka mnie już tylko zjazd. Vidly – mała wiata pod lasem. Pod kask zakładam suchego buffa. I zjeżdżam. Po kilkudziesięciu metrach muszę jednak złapać kolejny postój, by skorygować mocowanie lampy tak, by doświetlała dłuższy fragment drogi. Od razu lepiej. Dokręcam, przyspieszam. Cała droga dla mnie, jak podczas zjazdu w rumuńskich Fogaraszach. Z rozpędu mijam miejsce noclegu i dojeżdżam do Jesenika. Rzut oka na mapę i zawracam. Po dwóch kilometrach zawijam pod mały pensjonat. Do dyspozycji mam cały apartament z kuchnią. I lodówkę, w której znajduję wszystko co potrzebne: od sera i wędlin, soków, napojów, po piwo i wino. Kartka z cennikiem podpowiada, ile koron będę musiał zostawić przed wyjazdem, jeśli zechcę skorzystać z tych dobrodziejstw. Zalewam wrzątkiem liofa, parzę herbatę i wskakuję pod prysznic. Kolację przepijam dwoma butelkami piwa Holba Premium. Jest sieć, więc „komunikuję się” ze światem, choć, gdzieś głęboko we mnie, już pojawia się oczekiwanie następnego dnia. Umacniam w sobie ten stan, podsycam go przeglądając mapę i linię dalszej trasy. Trudno mi uciec przed frazesem, ale zasypiam z myślą o tym, że dobrze jest czerpać siłę z tego, co nas motywuje i uszczęśliwia.
Kategoria wyprawy
- DST 179.00km
- Teren 5.00km
- Czas 08:42
- VAVG 20.57km/h
- Podjazdy 2025m
- Sprzęt AWOL
- Aktywność Jazda na rowerze
Kraków - Makov
Poniedziałek, 19 września 2016 · dodano: 19.09.2016 | Komentarze 0
ReliveStrava
Zdjęcia

Z Krakowa wyjeżdżam po cichu, w końcu miasto dosypia ostatnie godziny przed porannym, poniedziałkowym spleenem. W wąskiej strudze światła przedniej lampki pojawiają się krótkie, cienkie białe kreski. Mży. Mokre bulwary wiślane, bursztynowy Wawel i jasne, ledowe uliczne lampy. Wilgoć. Na Tynieckiej pada już na całego, powoli przestaję też omijać kałuże - bo i po co, skoro i tak będę mokry? Omijam Skawinę i znaną sobie drogą podążam ku Kalwarii Zebrzydowskiej. W strugach deszczu trudno oderwać się myślami od kontroli drogi, pozalewanych wodą dziur i śliskich wybojów. Na krajówce do Wadowic zaliczam za sprawą pędzących ciężarówek kilka pryszniców, przez co lewy bok mojego ciała coraz mocniej domaga się ciepła. W Wadowicach zjeżdżam więc na stację, kupuję duży kubek kawy i hot-doga. Po chwili siedzę już ponad pokaźnych rozmiarów kałużą wody. Przemiła Pani z obsługi stacji zapewnia, że to "na prawdę żaden problem". Uśmiecham się. Klikam w telefon i gdy kawa przełamuje wewnętrzny chłód zmagazynowany w kościach ruszam dalej. W bliskim już Andrychowie zjeżdżam w końcu w boczną drogę i zaczynam podjazd pod Przełęcz Kocierską w Beskidzie Małym. Co za ulga, jest cicho, a mglisty las jeszcze potęguje to wrażenie. Gdzieś w połowie podjazdu stwierdzam, że moje oczekiwania sprzed dwóch dni, względem napędu, były nazbyt optymistyczne. Łańcuch zaczyna chrobotać na kasecie, więc szykuje się wizyta w serwisie. Cóż i tak wytrzymał prawie 7200 km. Na przełęczy nie bawię za długo; krótki postój od razu kończy się dygotem ciała. Dopinam kurtkę i zjeżdżam. Zastanawiając się, czy kaseta przyjmie nowy łańcuch, wyrzucam sobie, że nie zmieniłem całego napędu przed wyjazdem: w końcu nowy zestaw leży w garażu od kilku, dobrych tygodni. Nad Zbiornikiem Żywieckim skręcam w lewo, ku miastu, tym samym rezygnuję z przejazdu przez Przełęcz Salmopolską. Po kilku kilometrach, na szczycie niewielkiej hopki w oczy bije reklama serwisu rowerowego. Stoi tuż przy drodze! Genialnie. Serwisant nie wierzy w moje przekonanie co do jakości kasety, proponuje więc wymianę łańcucha i kilka testowych rundek na pobliskim podjeździe. "Jak będzie źle, wrócimy do starego łańcucha". Szybko go zmienia, a ja z radością stwierdzam, że dogaduje się on z kasetą! Co prawda gdy stanę na pedałach i mocniej przycisnę przeskakuje w dół kasety, ale gdy podjeżdżam "z siodełka" wszystko działa idealnie. Decyduję się więc na zamianę, smaruję łańcuch i postanawiam zjeść drugie śniadanie. Ze strony serwisanta pada jeszcze propozycja herbaty. No pełne "chapeau bas"! Szkoda tylko, że znów wraca miarowy deszcz. W Milówce decyduję się więc na wczesny obiad. Całkiem niezły rosół i podła pizza. Ostatecznie nie najgorsza kawa ratuje reputację tej przydrożnej knajpy. Podjazd przez Kamesznicę do Koniakowa zaskakuje końcówką: na kilku ostrych ściankach, robionych po wąskich łukach, na liczniku zapala się krągłe 20%. Rozgrzany po wspinaczce "łapię oddech" robiąc kilka zdjęć. Zapominam, że przede mną już za chwilę seria zjazdów i niewielkich hopek, więc powinienem ubrać kurtkę. Przewiewa mnie na wylot, ale jakoś nie chcę przerywać jazdy. W końcu wygrywa rozsądek i zakładam wiatrówkę. W ostatnim sklepie przed granicą dokupuję trochę słodyczy i wąskim asfaltem wjeżdżam na wylesione wzgórze. Wokół wierzchołki i pasma gór przykryte chmurami. Trój-styk granic. Stromym szutrem zjeżdżam na Słowację i pod wiaduktem pakuję się, w niebotyczną błotnistą breję. Po chwili wracam na asfalt i kieruję się na Cadcę. Im bliżej tego miasta tym bardziej gęstnieje ruch, poza tym, remontowana droga narzuca konieczność omijania poboczem stojących w korku samochodów. Irytuje mnie to, więc zjeżdżam w prawo, w dno doliny i wąskimi szutrowymi drogami przemykam wzdłuż linii kolejowej. Na krajówkę wracam tuż przed Cadcą, co boli już mniej, bo do dyspozycji mam całkiem szeroki pas ddr. Ostatnie 25 km to stopniowe "zanurzanie się" w dolinę potoku Kysuca. Małe miasteczka, kilka wsi. Gdzieś w połowie tego odcinka zjeżdżam nad rzekę by umyć rower i sakwy. Przed samym Makovem już solidnie "pachnie górami". Zaskakuje też duża liczba małych pensjonatów i barów. Pod wcześniej zarezerwowany nocleg vis-a-vis kościoła zajeżdżam głodny i spragniony. Formalności trwają chwilę, rower wrzucam do narciarni, a sam ładuję się pod gorący prysznic. Jak na 6 godzin zlewy mokre mam tylko buty, na które zbyt późno założyłem ochraniacze. Zamawiam późny obiad. O dobry nastrój zadbały dwa kufle piwa.
Kategoria wyprawy
- DST 155.90km
- Teren 5.00km
- Czas 06:40
- VAVG 23.39km/h
- VMAX 69.80km/h
- Podjazdy 1469m
- Sprzęt AWOL
- Aktywność Jazda na rowerze
Operacja K.A.C.
Sobota, 10 września 2016 · dodano: 10.09.2016 | Komentarze 0
Powrót z ogniska. Głowa pęka, w gardle sucho, upał jak diabli. Trasa urozmaicona, sporo podjazdów, jak to na Pogórzu. Odcinek od Grybowa do Zakliczyna - poezja. Fajne 5 km szutrów przez las za wsią Rudy Rysie. Przejazd przez Puszczę Niepołomicką Aleją Żubrową. Kategoria wycieczki
- DST 133.60km
- Czas 05:31
- VAVG 24.22km/h
- VMAX 69.40km/h
- Podjazdy 1885m
- Sprzęt AWOL
- Aktywność Jazda na rowerze
Na ognisko, za miasto
Piątek, 9 września 2016 · dodano: 10.09.2016 | Komentarze 1
Wypad na firmowe ognisko :-)Strava

Nowy Sącz

Most na rzece Biała Tarnowska, przed Wawrzką.

Beskid Niski, widok z Wawrzki
Kategoria powiedzmyzetrening, wycieczki
- DST 38.50km
- Czas 01:38
- VAVG 23.57km/h
- VMAX 63.40km/h
- Podjazdy 516m
- Sprzęt AWOL
- Aktywność Jazda na rowerze
Las Wolski
Środa, 7 września 2016 · dodano: 07.09.2016 | Komentarze 0
Kategoria powiedzmyzetrening
- DST 107.95km
- Czas 05:46
- VAVG 18.72km/h
- VMAX 64.80km/h
- Podjazdy 2900m
- Sprzęt AWOL
- Aktywność Jazda na rowerze
Kopiec ileś tam razy ...
Sobota, 3 września 2016 · dodano: 03.09.2016 | Komentarze 0

Kategoria powiedzmyzetrening
- DST 34.10km
- Czas 01:42
- VAVG 20.06km/h
- VMAX 59.00km/h
- Podjazdy 635m
- Sprzęt AWOL
- Aktywność Jazda na rowerze
Kopiec o poranku
Środa, 31 sierpnia 2016 · dodano: 02.09.2016 | Komentarze 1
... czyli "gumowanie toru" dla kolegi Rafała, który podjeżdża go dziś 104 razy. Good Luck Man!!!Strava
Kategoria powiedzmyzetrening
- DST 44.00km
- Czas 01:50
- VAVG 24.00km/h
- VMAX 56.20km/h
- Podjazdy 599m
- Sprzęt AWOL
- Aktywność Jazda na rowerze
Las Wolski - Zielonki
Wtorek, 30 sierpnia 2016 · dodano: 02.09.2016 | Komentarze 0
Strava Kategoria powiedzmyzetrening